Takie mecze na szczęście zdarzają się rzadko i najlepiej szybko o nich zapominać. Jednak, zanim o samej grze... To, że w Niepruszewie jest kiepskie boisko, że ziemia poorana jak kartoflisko, że trawa rośnie tu chyba tylko dla zamaskowania nierówności, i że kury z kogutami biegają po tej "murawie" nawet w czasie meczu, to wszystko nic, w zestawieniu z zachowaniem i odzywkami Gospodarzy (z grzeczności piszę z dużej litery, żeby zachować ten poziom, którego tam nie było wcale). W piłce nożnej zwykle tak jest, że to co ma się źle ułożyć, tak się właśnie układa, a to co ma nie wejść, z reguły nie wchodzi. I jakimś dziwnym trafem to właśnie przy naszych akcjach piłka skała jak na trampolinie (próba strzału Mikołaja), a kury i koguty (sic!), to naszym akcjom zabiegały drogę (Tomek w szarży - patrz galeria). Jeśli dodamy do tego Zawodników Gospodarzy, którzy swoim zachowaniem ("wypierd..." to najłagodniejszy z Ich okrzyków), doskonale uzupełnili ten zwierzyniec, oraz b. słabego w pracy Pana Sędziego - mamy prawie cały obraz meczu. Prawie, bo wciąż nie było nic o grze, ale POZIOM SĘDZIOWANIA BYŁ TAK NISKI, że koniecznie trzeba było o tym napisać wielkim literami właśnie (choć staram się raczej milczeć, niż mówić o kimś źle). Tu się nie dało. W sumie... "DRAMAT" - kończąc jednym słowem (z tych najbardziej ulubionych przez Tr. Mariusza). Teraz w miarę krótko o grze...
To z pewnością nie był mecz do jednej bramki. Był to mecz ostrej walki dwóch drużyn, z których każda z trudem dochodziła do sytuacji bramkowych. Tzw. "stuprocentówek" trafiło się niewiele, jeśli w ogóle. Po naszych kontrach Gospodarze wybijali piłkę w ogródki, a my pierwszy strzał na Ich bramkę oddaliśmy dopiero w 18 minucie (Paweł Biniak w słupek). Drużyna z Niepruszewa również nie wykorzystywała okazji (przestrzelony rzut wolny; obok słupka po wrzutce z rożnego). Około 25 minuty Trener wprowadza pierwszą zmianę na prawą pomoc i już do końca spotkania szukać będziemy odpowiedniego zawodnika dla tej pozycji (kolejno Michał Roszczyk, Mikołaj i Kornel). Pięć minut przed końcem pierwszej połowy tracimy gola z niczego (ktoś w zamieszaniu wbija piłkę do siatki), i mimo ładnego strzału Pawła w 39 minucie (jeszcze ładniejszej parady bramkarza), i strzału z rzutu wolnego Sebastiana Frąckowiaka, taki wynik utrzymuje się do przerwy. Do szatni schodzimy przy dźwiękach marsza żałobnego z pogrzebu w kościele za boiskiem, co nawet pasuje do nastroju...
Trener: "Gra dwóch i pół zawodnika?! I może jeszcze pół... Gdzie zaangażowanie!? Gdzie jest reszta!? Na stojąco się meczu nie wygra!" I pomogło, bo po przerwie faktycznie coś drgnęło. Z początku niemrawo, by w końcówce spotkania, w ciągu ostatnich 10 minut, praktycznie nie schodzić już z połowy przeciwnika. Faule coraz ostrzejsze. Tomek za każdym razem brany w kleszcze rosłych obrońców. Każda akcja zatrzymywana w nieprzepisowy sposób, ale Pan Sędzia niczego nie widzi i puszcza grę, która jeszcze bardziej się zaostrza. Pierwsza kara indywidualna dla walczącego o swoje Degóra. Przy tej okazji epitety i wyzwiska Niepruszowian - WSTYD PANOWIE! Pan Sędzia stoi obok i znów niczego nie słyszy... Dopiero później kara dla zawodnika Gospodarzy. Jeszcze po jednym rzucie wolnym - niecelnie. Jeszcze szybka akcja, w której niesamowity bramkarz Gospodarzy broni pod rząd trzy uderzenia, kolejno Mikołaja, Tomka i Pawła. Zaraz akcja Adama i ładne podanie wzdłuż bramki, ale Tomek i Mateusz są za daleko. I w samej końcówce Tomek sam na sam z bramkarzem, który notuje kolejną i zarazem ostatnią udaną interwencję. :(
Mecz był trudny i wyrównany, ale takie mecze też trzeba umieć wygrywać. Żal trochę przespanej pierwszej połowy i braku przynajmniej honorowego gola. Przyznać trzeba, że bramkarz Gospodarzy właściwie sam wygrał mecz, broniąc w drugiej połowie wszystkie strzały, bez nawet najmniejszego błędu. Cóż... Pozostaje nam rewanż u siebie. Z pewnością pokażemy drużynie z Niepruszewa klasę zarówno na boisku, jak i poza nim, bo wygrywać też trzeba umieć z klasą, a tej u Gospodarzy nie było choćby za grosz. Po spotkaniu nie umieli nawet uścisnąć nam dłoni, a w szatni zachowywali się gorzej niż koguty w kurniku. Szkoda więcej słów...