Przechodząc do wydarzeń sobotnich, do Książa Wielkopolskiego pojechaliśmy bardzo zubożeni w formacji ofensywnej - brakowało m.in. Bartkowiaka, Sowińskiego, Zadenckiego, Przybyła, Białacha czy Kramera, w związku z czym trenerzy mieli spory ból głowy z zestawieniem napadu. Na domiar złego, na samym początku meczu urazu doznał Mrozek i nic nie zapowiadało takiego rollercoastera emocji, jakiego świadkami byli licznie zgromadzeni na trybunach kibice, żywiołowo reagujący na wydarzenia boiskowe.
Trzeba oddać gospodarzom, że ich stadion prezentował się fantastycznie, a murawa była wręcz idealna do gry. Zespół Pogoni był bardzo poukładany taktycznie, szczególnie w pierwszej części gry, bardzo ciekawie konstruował akcje i szybko rozgrywał futbolówkę, dodatkowo grając bardzo twardo, na pograniczu faulu. Trzeba przyznać, że pod względem kultury gry, był to dotychczas rywal prezentujący zdecydowanie najwyższy poziom. Swój plan na ten mecz miał również Antares i w początkowych minutach wyglądał on naprawdę dobrze - co prawda to gospodarze posiadali piłkę, jednak szczególnie druga linia, bardzo dobrze przesuwała i zamykała przestrzenie, nie pozwalając na kreowanie groźnych sytuacji i starała się odgryzać kontrami, w których przodowali Klimczak z Nazarevychem. Około 19 minuty, to Antares wyszedł odważniej z piłką i rozgrywał swój atak pozycyjny. Lutomski fantastycznie dojrzał Nazarevycha, który uprzedził bramkarza i wpakował piłkę głową do siatki - 0:1! Wydawałoby się, że mecz się ułożył idealnie, w międzyczasie sędzia nie uznał drugiego trafienia dla Antaresu ze względu na pozycję spaloną. Niestety, Pogoń napierała i w końcu dopięła swego - fantastycznie do ciętego dośrodkowania z rzutu wolnego złożył się stoper gospodarzy i wpakował piłkę do siatki po rękach interweniującego Porady. 1:1 i ta bramka podcięła skrzydła gościom, którzy dali się zepchnąć do skrajnej defensywy i przestali grać. Efektem były dwie kuriozalne bramki po indywidualnych błędach, najpierw pogubił się Brzeziński, a następnie Michał Adamski w prostych sytuacjach i na tablicy wyników było 1:3. Naprawdę szkoda tych głupich i prostych bramek, które ostatecznie zaważyły na wyniku, ale taka jest piłka. Po tych ciosach zalasewianie w końcu się obudzili i zaczęli zdobywać coraz więcej stałych fragmentów - gracze ofensywni byli nieustannie wycinani w pobliżu bramki gospodarzy i w końcu do jednego ze stałych fragmentów podszedł Krzysztof Marciniak i mocnym strzałem pokonał zdezorientowanego bramkarza!
Kontaktowa bramka do szatni dała pozytywnego kopa Antaresowi, który po przerwie ruszył do ataku, będąc zespołem lepszym i bliższym zwycięstwa w drugiej części gry. Gospodarze oddali w zasadzie jeden groźny strzał, z którym poradził sobie Porada, ponadto wiele razy atakowali skrzydłami, ale brakowało im ciągle tego ostatniego, kluczowego podania. Zaś zalasewianie właściwie przez całą połowę sunęli z atakami na bramkę Pogoni, wykorzystując szybkość skrzydłowych. Bramkę, pomimo kilku okazji, udało się zdobyć tylko jedną, Lutomski przebojowo wdarł się w pole karne rywali, wszedł między trzech graczy, gdzie został przewrócony. Leżąc zdołał jednak odegrać piłkę do wbiegającego Nazarevycha, który wpakował piłkę do siatki - 3:3! Na więcej już żadnej z ekip nie było stać i ostatecznie mecz zakończył się sprawiedliwym remisem.