Ubiegła kolejka to mecz z Pelikanem Niechanowo - idącym ówcześnie łeb w łeb z Meblorzem, współliderem tabeli, bez jakiejkolwiek punktowej straty. Przypadłością Antaresu jest granie dobrych spotkań z mocniejszymi ekipami, a słabszych - z tymi teoretycznie słabszymi. Tak też było w tej batalii. Antares co prawda przegrał w Niechanowie 3:1 (0:0), ale zagrał jedno z najlepszych spotkań w tym sezonie, a grę defensywną zalasewian chwalili zarówno nasi kibice, jak i rywale.
Pierwsza połowa była bardzo zamknięta, zakończona bezbramkowym remisem. Zalasewianie postawili mur na swojej połowie, bardzo dobrze grając w niskim pressingu - zawodnicy gospodarzy grali piłką, ale niewiele z tego wynikało. Pelikan, pomimo faktu, że dominował, nie był w stanie wykreować sobie dobrej sytuacji, a w zasadzie jedynej dogodnej okazji fatalnie spudłował napastnik gospodarzy. Goście prezentowali się bardzo słabo w ofensywie, ale mieli w swoich szeregach Zadenckiego, który grał naprawdę rewelacyjnie i w zasadzie to on w pierwszej połowie dawał oddech liniom defensywnym Antaresu. Najlepsza okazja zalasewian przyszła jednak po stałym fragmencie - Marciniak bardzo dobrze dośrodkował piłkę, Bączyk urwał się obrońcom, lecz minimalnie spudłował.
Po przerwie nastąpiło nieoczekiwane - goście wyszli na prowadzenie! Zadencki sprytnie dał się sfaulować w polu karnym, a Adamski perfekcyjnie wykorzystał "jedenastkę". Kiedy dało się wyczuć zapach sensacji do głosu doszli gospodarze. Antares opadł z sił, rezerwowi nie do końca dali radę zastąpić zmienianych graczy, a Pelikan przycisnął. Bramka na 1:1 padła po bezpośrednim strzale z rzutu wolnego, a na 2:1 po nieporozumieniu, kiedy Mrozek wybijając piłkę głową trafił nią w Wójcika, zaskakując interweniującego Pyrzyńskiego. Trafienie na 3:1 w końcówce było już efektem podciętych skrzydeł gości i ruszenia do chaotycznych ataków. Z Niechanowa wróciliśmy bez punktów i na tarczy, ale z podniesionymi głowami. Wreszcie można było zobaczyć walkę praktycznie przez całe spotkanie, zaangażowanie i dobrą grę.